Potrzebna jest co najmniej taka (albo lepsza) kampania społeczna dla klimatu, jaką w 2018 zrobiła Greta i inni młodzi. Jak tylko temat stanie się znów popularny wśród Kowalskich, politycy popłyną z nurtem. Niestety nie odwrotnie.
W zeszłym roku jeszcze dodałabym, że ewentualnie jakaś duża katastrofa klimatyczna musi się wydarzyć, ale ostatnia powódź pokazała, że nawet katastrofy nie wywołują zmiany. Wręcz przeciwnie – w czasie powodzi PiS-owcom udało się obwinić Zielonych i ekologów, m.in. mnie osobiście, za tę powódź. Podobno zablokowaliśmy budowę zbiorników zaporowych, o których min. Gróbarczyk (odpowiedzialny przez 8 lat za ich niezbudowanie) sam mówił w TV, że “psu na budę te zbiorniki, nie będzie zbiorników”. I mimo tego w czasie powodzi przekręcili ostrze oskarżeń na ekologów, Polsat co kilka dni zwalniał mnie po nazwisku z MKiŚ, a Morawiecki napisał o tym w “Białej księdze powodzi”.
Pamiętajmy, że Rosja i USA nie od dziś pompują miliardy $ w zaprzeczanie zmianom klimatu i dezinformację, żeby chronić swoje rynki zbytu.
Wg raportu gen. Stróżyka Rosja inwestuje w dezinformację 2-4 mld $ rocznie, z czego dużą część w dezinformację klimatyczną. Wg nieco starszych raportów z UE, USA inwestują w zaprzeczanie zmianom klimatu co najmniej 1 mld USD rocznie. A ile UE czy Polska inwestują w popularyzację polityki klimatycznej? Nie mam danych, ale na oko widać, że niewiele.
Z pozytywów: udało mi się postawić temat dezinformacji klimatycznej jako priorytet Rady ENVI w ramach polskiej Prezydencji. Postaram się, żeby konkluzje były tak konkretne, jak to tylko możliwe.
To taki mój mały wkład do tej dyskusji, choć zaoczny.
Dobrej rozmowy,
Ula Zielińska